Wielu białoruskich nastolatków znajduje się na ławie oskarżonych od 2014 r., kiedy to opublikowany został dekret nr 6 „O pilnych środkach zwalczania nielegalnego handlu narkotykami”. Ponadto po wyborach w 2020 r. chłopcy i dziewczęta zostali uwięzieni za działania przeciwko siłom bezpieczeństwa państwa, komentarze w Internecie i udział w wydarzeniach publicznych. Ale dzieci są również więzione w sierocińcach, przychodniach i szkołach z internatem. Siergiej Pernikoza, ukraiński działacz na rzecz praw człowieka i koordynator kampanii monitorującej „Policja pod kontrolą”, który od ponad siedmiu lat odwiedza miejsca, w których dzieci nie są wolne, przyszedł na czat głosowy „Nasz Dom”. Rozmawialiśmy o tym, jak żyją dzieci w miejscach pozbawienia wolności, czy władze pomagają nastolatkom w trudnych sytuacjach życiowych, a także o tym, czego można oczekiwać od ukraińskich dzieci po ukończeniu szkół z internatem i więzień.
– Sergey, na Białorusi jest wiele sierot, które po wyjściu z sierocińca lub utracie rodziców odpowiadają na oferty łatwego zarobku i trafiają do więzienia. Czy mógłbyś nam powiedzieć, w jaki sposób ukraińskie dzieci trafiają do więzień?
– Jeśli spojrzeć na system jako całość, dziecko najpierw trafia do sierocińca, gdzie przebywa do pewnego wieku, a następnie kończy w placówce edukacyjnej, gdzie otrzymuje mieszkanie tylko na czas nauki. Władze utrzymują dzieci, ale nie starają się ich socjalizować i wspierać. W sierocińcach i szkołach z internatem nie ma programów uczących, jak radzić sobie z finansami. Osoba otrzymuje zasiłek i nie wie, co z nim zrobić, ponieważ nie miała okazji wykorzystać tych pieniędzy. Podąża ścieżką najmniejszego oporu i wydaje pieniądze na drobne przyjemności. Pod wpływem depresji wybiera drogę narkotyków i rezygnuje z życia. W ramach moich działań odwiedziłem więzienie dla mężczyzn w obwodzie Dniepropietrowskim. Zobaczyliśmy listę osób, które tam przebywają, chcieliśmy się z nimi skontaktować. Jeden z więźniów powiedział, że był w więzieniu za posiadanie narkotyków. Był nosicielem wirusa HIV i musiał zostać poddany leczeniu, ale nie otrzymał żadnych leków i nie miał zbyt wiele czasu na życie. Powiedział również, że był sierotą, uczęszczał do szkoły z internatem, po czym poszedł do koledżu, trochę się uczył i zaczął brać narkotyki. Społeczeństwo nie widziało, że jest on uzależniony od narkotyków i nie reagowało. Inny przypadek – w areszcie śledczym spotkaliśmy mężczyznę, który wychowywał się w sierocińcu. Kiedy skończył 18 lat, zaczął włóczyć się po okolicy, bo nie miał gdzie mieszkać. Nie poszedł do koledżu, skończył na ulicy i dołączył do instytucji religijnej, gdzie był wykorzystywany seksualnie. To wpłynęło na jego psychikę i sprawiło, że popełnił przestępstwo.
– Na Białorusi istnieje tylko jedna kolonia dla nieletnich – kolonia poprawcza nr 2 w Bobrujsku. Dziewczęta odbywają karę razem z dorosłymi kobietami. Czy na Ukrainie istnieje oddzielne więzienie dla nieletnich dziewcząt i czym zasadniczo różnią się miejsca pozbawienia wolności dla dziewcząt i chłopców?
– Nie ma dużej różnicy między miejscami przetrzymywania dzieci różnej płci. Bardzo często chłopcy i dziewczęta przebywają w tym samym budynku, tylko w różnych sektorach lub na różnych piętrach. Nie ma też zasadniczej różnicy w podejściu personelu – przebywają w takich samych warunkach. Z wyjątkiem tego, że nie spotkałem dziewcząt w aresztach śledczych: to głównie chłopcy popełniają przestępstwa. W domach dziecka i szkołach z internatem nie ma podziału – tu chłopcy i dziewczęta są zazwyczaj we wspólnych grupach. W szpitalach psychiatryczno-neurologicznych dziewczęta i chłopcy również przebywają razem. Nawiasem mówiąc, kolonie na Ukrainie są zamykane, liczba więźniów jest tam zmniejszana poprzez liberalizację kodeksu karnego. Ludzie wybierają inne kary: grzywny, prace poprawcze. Obecnie na Ukrainie są dwie kolonie dla nieletnich. Ale nie ma tak wielu przestępczych dziewcząt, które popełniły szczególnie poważne przestępstwa. Pomimo tego, że kolonie nazywają się poprawczymi, a nie pracy, ludzie pracują tam przez 10-12 godzin i dostają ani grosza. Za miesiąc pracy mogą co najwyżej kupić paczkę papierosów – to rodzaj niewolniczej pracy.
– Na Białorusi torturowanie dzieci w areszcie nie jest niczym niezwykłym. Na przykład takie przypadki miały miejsce w przypadku Nikity Zolotareva, Emila Ostrovko i Witalija Prochorowa. A jak często ukraińscy nastolatkowie wchodzący w konflikt z prawem są torturowani w więzieniach?
– Fakty torturowania dzieci w więzieniach na Ukrainie nie są systemowe, ale istnieją. Przez tortury rozumiemy nie tylko gwałt ze strony administracji, ale także gwałt ze strony innych nieletnich więźniów. W naszej praktyce mieliśmy historię pracy z młodym mężczyzną, który był zastraszany w kolonii dla dzieci przez swoich rówieśników pod patronatem administracji. Nie miał innego wyjścia, jak tylko zabić dziecko, które się nad nim znęcało. Poszedł więc odbyć karę za morderstwo, doskonale wiedząc, że tak się stanie. Wyznał, że popełnił zbrodnię, ponieważ nie mógł już tego znieść, a administracja i państwo nie mogły mu pomóc. To straszne, że rząd nie przejmował się tym, co stanie się z tym człowiekiem i zmusił go do podjęcia takiej decyzji. Ale jest też poważna kwestia karania dzieci w miejscach zatrzymań. W instytucjach nie było jednego uniwersalnego rozwiązania. Pracownicy powiedzieli nam, że nie dają dzieciom cukierków, jeśli nie są posłuszne. Nie jest to bezpośrednio wspomniane, ale w zasadzie istnieją kary fizyczne. W takim przypadku dziecko nie może wyjaśnić, że zostało ukarane, a uraz psychiczny utrzymuje się przez całe życie.
– Wiele dzieci (sieroty, dzieci osierocone, dzieci z rodzin dysfunkcyjnych) po opuszczeniu więzienia zostaje samych, nie ma nikogo, kto by je wspierał, muszą szukać pracy, a nikt nie chce zatrudnić pracownika z zaświadczeniem o niekaralności. Jak dziecko, które przeszło przez więzienie, może nie wrócić tam ponownie w takich warunkach?
– Takie dzieci są w zasadzie skazane na zagładę. Jeśli dziecko wydostaje się z miejsca zatrzymania i integruje się, to jest to cud. Społeczeństwo nie przejmuje się takimi sytuacjami i z reguły osoba wraca do tej samej kolonii, z której przybyła, ponieważ nie ma wielu opcji. Albo kolonia, albo ulica, gdzie ludzie nie żyją długo, albo psycho-neurologiczna szkoła z internatem, gdzie zaburzenie psychiczne jest wpisane w anamnezę, a osoba pozostaje tam do końca życia. Bardzo często w koloniach przebywają osoby, które były tam od dzieciństwa i wracały cztery lub pięć razy. Chcemy zrobić projekt o dzieciach, które ukończyły domy dziecka, opowiedzieć jak potoczyło się ich życie. Istnieje silne poczucie, że wszystkie one z reguły kończą w koloniach karnych. Rząd się nimi nie interesuje: jak tylko osiągną pełnoletność, mogą robić, co chcą. Istnieje możliwość pójścia do psycho-neurologicznej szkoły z internatem, gdzie będą mieli dach nad głową i gdzie będą mogli być karmieni. Najgorsza sytuacja jest z dziećmi, które przebywają w szpitalach psychiatryczno-neurologicznych i szkołach z internatem. Nikt nie jest zainteresowany wyciągnięciem ich z tego systemu, ponieważ zwiększenie liczby pacjentów w placówkach oznacza więcej pieniędzy. Nie ma motywacji do pracy z ludźmi, do uczenia ich, do pomagania im w życiu. Programy resocjalizacyjne istnieją tylko na papierze, ale tak naprawdę niczego ich nie uczą. Dziecko złapane w ten system nie może się wydostać i resocjalizować – to wyrok dożywocia. Instytucje tego typu muszą zmienić wektor swoich działań tak, aby o ich skuteczności decydowało to, czego są w stanie nauczyć ludzi. Dzieci są znacznie słabiej chronione niż dorośli. Mieliśmy przypadek, w którym znaleźliśmy dzieci w zakładzie neuropsychiatrycznym, które nie wychodziły na zewnątrz od czterech miesięcy. Kiedy zapytaliśmy dlaczego, ktoś powiedział nam, że to z powodu koronawirusa. Okazało się, że jedno dziecko próbowało uciec i dlatego w ogóle przestano wypuszczać dzieci na zewnątrz.
– Ogólnie rzecz biorąc, na Białorusi istnieje wiele faktów stosowania psychiatrii karnej wobec kobiet i dziewcząt, ale rząd stara się je ukryć. Co więc dzieje się z psychiatrią karną na Ukrainie, gdzie, jak powiedziałeś, wiele dzieci jest przetrzymywanych w psychoneurologicznych szkołach z internatem?
– Jeśli takie przypadki zdarzają się na Ukrainie, odbija się to szerokim echem w społeczeństwie. Ale dzieci, które nie mają rodziców lub krewnych, nie są interesujące dla mediów. Dlatego takie fakty przechodzą obok. Co więcej, wiele z nich dobrowolnie trafia do placówek psychiatryczno-neurologicznych w zamian za jedzenie i dach nad głową. Należy zauważyć, że takie instytucje nie są zlokalizowane w centrach miast. Istnieją budynki oddalone o 80-90 kilometrów od centrum regionalnego, co oznacza, że nierealne jest opuszczenie tego miejsca i zdobycie wykształcenia.
– Inne ważne pytanie, którego nie da się uniknąć. Jak często zdarzają się ciąże wśród nastolatek w ośrodkach detencyjnych dla dzieci?
– Na wstępie mojej odpowiedzi chciałbym zaznaczyć, że ciąża jest jedną z metod zmniejszania kary w areszcie śledczym lub kolonii karnej. Jeśli kobieta zajdzie w ciążę, sędzia może zmienić środek przymusu. W mojej praktyce zdarzył się przypadek, w którym kobieta zaszła w ciążę po dwuletnim pobycie w areszcie śledczym z więźniami wyłącznie własnej płci. Jeśli chodzi o ciąże nastolatek – sytuacja jest katastrofalna. Dzieci przebywają w szkołach z internatem do 16 roku życia, a czasem nawet dłużej (do ukończenia szkoły). W tym wieku mogą prowadzić życie seksualne i nikt nie kontroluje tych momentów, domyślnie uważając, że dzieci nie uprawiają seksu. Takie fakty nie stają się głośne, społeczeństwo nie jest o nich informowane. Nie ma odpowiedniej pracy z dziećmi w zakresie kontroli urodzeń. Sytuacja jest bardzo smutna. Nie znamy faktów dotyczących nastoletnich ciąż w miejscach pozbawienia wolności, ale nie jest to pozytywna rzecz – jest raczej alarmująca. W końcu mamy fakty dotyczące relacji seksualnych między dziećmi, ale są one przed nami ukrywane lub traktowane w inny sposób. Ten temat powinien zostać potraktowany bardziej szczegółowo, ponieważ nie jest jasne, na ile ta ciąża była pożądana, czy nieletnia dziewczyna chciała aborcji, gdzie trafiają urodzone dzieci.
– Ostatnia rzecz. Jak Pana zdaniem można zmienić system pomocy dzieciom w miejscach detencji, bo w tej chwili nie jest on efektywny?
– Ten system musi się zmienić, ale błędem jest przyjmowanie systemu innego kraju i wdrażanie go w naszym społeczeństwie, ponieważ sytuacje i ludzie są różni. Konieczne jest przyjęcie własnej metodologii, która opiera się na ogólnie rozumianych zasadach i odpowiednich wytycznych. Na przykład, ile dzieci wyszło z miejsc pozbawienia wolności i było w stanie osiedlić się w życiu, jak państwo na to wpłynęło. Na tej podstawie można dalej reformować system. Dlaczego jest to konieczne? Ponieważ prędzej czy później dzieci wychodzą z tych miejsc i wchodzą do naszego społeczeństwa. I najczęściej zaczynają popełniać przestępstwa. Czy społeczeństwo jest skłonne wydawać pieniądze, aby mieszkać obok kogoś, kto był wykorzystywany, kto przebywał w okropnych warunkach?
Na zakończenie czatu głosowego Siergiej Pernikoza podkreślił, że zwrócenie uwagi opinii publicznej na kwestię życia dzieci w miejscach pozbawienia wolności zmniejsza poziom bezprawia, które tam panuje. Zespół MCIO „Nasz Dom” działa zgodnie z tą samą zasadą – dlatego mówi o dzieciach-328, dzieciach-więźniach politycznych na Białorusi. Wszyscy uważamy, że żadne dziecko nie ma prawa być pozbawione wolności, tym bardziej nielegalnie, z torturami i przemocą, z naruszeniem podstawowych praw i wolności. I ten system musi się zmienić.